Wygląda to mniej więcej tak:
On poznaje Ją.
Idą do łóżka.
Po wszystkim oznajmiają, że nie szukają stałego związku, ale oczywiście założenie zostaje szybko zweryfikowane.
Związek trwa.
Pojawia się problem (mniej lub bardziej do przewidzenia).
Rozstanie.
Tragiczne wydarzenie łączące na nowo Jego i Ją.
Jedno (lub dwu) stronny wniosek, że jednak nic z tego.
On/ona rozpoczyna nowe życie.
On/ona nagle rozumie, że mu/jej zależy.
Happy end.
Bardzo czekałam na ten film. Liczyłam na dawkę śmiechu, a dostałam jedynie garść scen w których kąciki ust się podniosły.
Nie potrafiłam znaleźć chemii między bohaterami. W wyższej ocenie filmu nie pomogła także Holly Hunter, której głos i sposób wysławiania się kaleczył mi uszy.
Niestety, Holly ma głos i sposób mówienia jak stara przekupka na targu. Podobne skojarzenia mam z Jennifer Jason Leigh.
Ale ten "standard" tak wygląda w 90% podobnych sytuacjach. A ta historia wydarzyła się naprawdę to po co miał koloryzować?